(Welur – nie jest to dobra nazwa. Choć lepsza niż Kaszmir).
Z radością stwierdzam, że coraz więcej młodych kapel z Polski świetnie brzmi. Welur gra – upraszczając – noise pop plus Sonic Youth, nim zaczął nudzić, plus Women. Jeżeli chodzi o taką muzykę, to bez dobrej realizacji studyjnej, nie ma szans na dobrą płytę. „Cały ten senny stuff” brzmi jak powinien, czyli – cytując klasyka – „odkurw gitar ma tu znaczenie stosunkowo zasadnicze”. Jest wokal, są bębny, bas też – ale głównie gitary (choć w piątym numerze bas wychodzi na przód; nieważne). Bardzo zgrzytliwe, wręcz nieprzyjemne dla ucha.
Czy to noise pop, czy soniczne odloty, czy womenowe dekonstruowanie tzw. alternatywnego rocka, zespół z Pabianic wypada w najgorszym wypadku bardzo dobrze, w najlepszym (dwa ostatnie numery) – doskonale.
Wiem, że z nowymi kapelami jest tak, że za tydzień mogą się rozpaść, za pół roku może je obrzydzić Piotr Stelmach, a za rok mogą nagrać materiał położony przez lepsze studio. W każdym razie kibicuję Welurowi. Obym niedługo mógł o nim napisać znów coś dobrego.
A o tym, że nie jest to zespół, jakich wiele, świadczy głównie końcówka ostatniego numeru. Tam towarzystwo idzie w naprawdę dziwne i niezwykłe dla polskiej alternatywy rejony.
Stary dziad jest pod wrażeniem.